Oktek's avatar

Oktek

Octavius
18 Watchers29 Deviations
10K
Pageviews

.

1 min read
This entry is about nothing. Or maybe everything.

Well life has a funny way of sneaking up on you 
When you think everything's okay and everything's going right 
And life has a funny way of helping you out when 
You think everything's gone wrong and everything blows up 
In your face 

A traffic jam when you're already late 
A no-smoking sign on your cigarette break 
It's like ten thousand spoons when all you need is a knife 
It's meeting the girl of my dreams 
And then meeting her beautiful husband 
And isn't it ironic... don't you think? 
A little too ironic... and yeah I really do think... 


Cheers mates!
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
... No właśnie. Cóż to ?

Nie jestem może osobą, która się powinna wypowiadać. Chociaż...

Ja, osoba, hmm, do bani w relacjach na dłuższą metę, której trzeba poświęcać cholernie dużo cierpliwości. Właśnie dla tego, że staję się z czasem niesamowicie irytujący. Jednakże nie zawsze jest taka, dlatego ludzie z odpowiednim dystansem i cierpliwością potrafią przełknąć okresy, bądź napady moich "odpałów"...
Tak więc, podsumowując: Mam cholernie ciężki charakter.

Wiem, wiem, nie o tym miał być ten wpis, ale od czegoś trzeba zacząć ; )

Jednakże mam swoją grupę znajomych i przyjaciół, którym baaaardzo Dziękuje, że są ze mną i to wszystko wytrzymują ; ) A zarazem istnieje osoba, którą kocham z wielka wzajemnością.

Jestem świadom jak to słowo w tych czasach straciło na znaczeniu i swej mocy. Teraz każda 13 latka co 2 dni mówi innemu chłopakowi, o tym jak go "kocha"... Jednak, teraz w tym momencie uważam, że ją kocham. Może za kilka miesięcy powiem sobie, żem dupa i tego słowa użyłem nad wyrost, ale teraz, w tym momencie, jestem zakochany.

Do tej pory nie potrafię uwierzyć, jak ona mogła się zakochać w takiej osobie jak ja, dlatego często się o to wadzimy. Jednak jestem z nią szczęśliwy i mam nadzieję, że ona ze mną również.

A więc o miłości czas zacząć...

Wiele się naczytałem, o tym jak to wszystko wygląda od strony biologicznej, dowiadując się iż jest to duużo bardziej skomplikowane niżeli wszystkim (bądź większości :P) się to wydaje. I na tym zakończę pisanie o biologii, a zacznę o mnie.
Nie należę do najbardziej doświadczonych ludzi w tych sprawach, ale swoje "przeżyłem". Uważam się, za osobę dosyć oschłą i mało ekspresyjną w okazywaniu uczuć. Jednak, jak życie pokazało, trzeba się przemóc i przełamać bariery, aby dać szczęście drugiej osobie i samemu być szczęśliwym.

Tak, właśnie "dać szczęście" i samemu zostać nim obdarowanym. Dla mnie to jest esencja miłości. Bez tego, cały związek to jeden wielki nie wypał. Zabawa w miłość to nie jest przecież sztuka "brania" lecz "dawania".
Bo jeżeli jeden partner "daje" a drugi tylko "bierze" nie dając nic w zamian, to to pierwsze będzie nie szczęśliwe, a więc mamy w/w "niewypał". Najgorsza moim zdaniem jest sytuacja, gdy partner "dający" (nazwijmy go "X")jest utwierdzany przez partnera "biorącego" (tutaj damy stare dobre "Y"), że niesamowicie go kocha. Przy jednoczesnym mówieniu przez Y, że ten X ma go w życi i chyba go jednak nie kocha. Wtedy X brnie w "dawanie" coraz bardziej, a Y oczywiście wszystko pięknie, ładnie przyjmie, ale w zamian, albo nic nie da, albo odpłaci tylko namiastką tego co dał X. X-owi, oczywiście robi się wtedy bardzo przykro, ale ponownie słyszy jak to mocno Y go kocha... I teraz proszę mi powiedzieć, kto tu tak naprawdę kocha ? I gdzie jest ta cholerna miłość ? Śmieszna przykładowa "scenka rodzajowa", jednak pokazuję, jak nadmierne "branie" w stosunku do "dawania", może wszystko pięknie i ładnie rozpieprzyć.

Cóż Happysad, ma bardzo fajny kawałek "Zanim pójdę", z ciekawym tekstem, którego dla mnie najlepsze fragmenty tutaj przytoczę:

"Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze."

"Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze."

Nie słucham tej kapeli od baardzo dawna, ale jednak ten tekst mnie bardzo urzekł, trafiając do mnie z wielką siłą i staram się żyć z nim w zgodzie.

Staram, bo taka prawda, nie jestem i nigdy świętym nie będę. Domyślam się, że już wiele razy w jakiś, mniej lub bardziej świadomy sposób zraniłem osobę którą kocham. Jednak staram się tego jak najbardziej unikać. Wadzimy się, ale z reguły tylko dlatego, że oboje jesteśmy uparci i żadne z nas nie chce odpuścić, nawet w takiej "durnej" sprawie jak, kto kogo bardziej kocha. Gdy oboje bardzo dobrze wiemy, że oboje po równo :P

Mimo wszystko, jestem realistą z przebłyskami pesymisty, który wie, że taka sielanka nigdy wiecznie trwać nie będzie. Jednak, aby trwała jak najdłużej, trzeba iść na ustępstwa, zmieniać się, bo przecież, nie szukamy partnera tylko po to aby z nim pobyć kilka miesięcy, dla "przyjemności", ale po to, aby w przyszłości się ustabilizować. Nie ważne, czy z tym, czy z innym, ale każdy związek czegoś uczy, a najważniejszą a za razem najsmutniejszą nauką jest mus zmieniania się i adaptowania do sytuacji.

Czy moja aktualna miłość, jest tą z którą chciałbym spędzić resztę swego życia ? Chciałbym. Jednak, proszę o to pytanie za pół roku, a potem za następny rok i może jeszcze za kolejne 2 lata... Bo tak naprawdę, to nie wiem... Jednak wiem, że ta dziewczyna jest na tyle zajebista, aby się o nią starać i chcieć być z nią jak najdłużej. Oczywiście, jeżeli ona również będzie tego samego chciała ;)

Tak właściwie, to jest to wpis o niczym. Jeżeli ktoś w nim wyszuka coś wartościowego dla siebie, to będę zadowolony : )

A teraz wytrwałych proszę o konstruktywną krytykę ; )
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Featured

. by Oktek, journal